piątek, 30 listopada 2012

Stay hungry, stay foolish

Obecnie przebywam na stażu w US-Polish Trade Council (USPTC, Polsko-Amerykańska Rada Współpracy, www.usptc.org), gdzie wraz z kolegami z grupy, profesorem Moncarzem oraz ekspertami z Ameryki pracujemy nad rozwoju programu US-Poland Innovation Hub.
USPTC, pracujemy!
Celem US-Poland Innovation Hub jest przygotowanie polskich innowacyjnych przedsiębiorstw do wejścia na rynek amerykański. Kadra zarządzająca tych przedsiębiorstw podczas sesji treningowych w Polsce jest przygotowana do rozmów i pozyskania partnerów i inwestorów z Doliny Krzemowej. W konsekwencji najlepsi przedstawiają swoje projekty potencjalnym inwestorom podczas spotkań biznesowych w USA.
Obecnie w Polsce trwa nabór do 2 edycji Programu, a że jest co poprawiać w zakresie networkingu, promocji, itd., to czuję się jak ryba w wodzie. Staż potrwa już do końca mojego pobytu w Ameryce, to jeszcze ok 2 tygodni.

Z ciekawostek. 
  • Zbliża się dzień powrotu do Polski. Z tej okazji odzywa się do mnie coraz większe grono znajomych. Część z nich w raczej dosadnych słowach stara się mnie zatrzymać z dala od Ojczyzny. Na mój sprzeciw, że przecież trzeba wracać, zmieniać, walczyć o lepszą Polskę, dostałem taki oto wiersz. Zawsze możesz liczyć na kolegów :)
I słucha Waryński, lecz nie wie,
że cienie się w celi zbierają,
powtarza, jak niegdyś w Genewie:
- Kochani... ja muszę do kraju...
Do Łodzi, Zagłębia, Warszawy

powrócę zawzięty, uparty...
ja muszę... do kraju, do sprawy,
do mas, do roboty, do partii...
(...) 

Raz jeszcze się dźwignął na boku:
- Ja muszę... tam na mnie czekają... -
i upadł w ostatnim krwotoku,
i skonał. I wrócił do kraju.

  • Jakiś czas temu odwiedził nas polski profesor ze znanej uczelni państwowej. Chodził, zwiedzał, wchodził w kadr zdjęć Top 500, itd. Dość standardowe zachowanie człowieka przekonanego o wyższości polskiego szkolnictwa wyższego nad amerykańskim, tudzież własnej nieomylności (Pokolenie "Nie mam wątpliwości" - bardzo podoba mi się to określenie). Ponoć 2 uczelnię na świecie komentował: "ale my to już mamy od dawna". Przy kolejnej takiej konstatacji, dla oprowadzajacego pewnie stało się to męczące. Cóż, pozostaje zadać pytanie - to gdzie te wyniki? ;-)
  • Sara wraz z moją grupą
  • Wczoraj miałem okazję, z częścią grupy, uczestniczyć w kolejnym panelu VC (Riders of the Storm). Zaproszenie dostaliśmy od mentora w jednym z projektów grupowych, Sary Rauchwerger. Sara, bardzo sympatyczna (jak większość ekspertów w Dolinie) oraz kompetentna osoba, pomaga nam także w rozwoju części treningowej Innovation Hub. Miała także okazję w tym roku szkolić polskie firmy, bardzo dobrze wspomina Katowice :). Spotkanie w TechLAB Innovation Center było o tyle ciekawe, że na sali 90% uczestników stanowili Chińczycy i Polacy (czyli my). Zresztą Azjaci w Kalifornii to osobny temat, jest ich tutaj tak dużo, że burmistrzem San Francisco też jest Chińczyk. Inne miasta idą w ślady SF... taka kolej rzeczy.
  • Szczęście nam sprzyja. Podczas panelu VC, koleżanka wygrała jedną z dwóch nagród, kosz kawy :) 
  • Zaczynamy się rozpędzać w zakresie prac na rzecz Top500 i zmian w polskiej nauce i transferze technologii. Sporo czasu poświęciliśmy na uzgodnienia dotyczące Statutu Stowarzyszenia Top Innovators. Razem z kolegą dopisaliśmy się do inicjatywy Boomeranga (na razie brak czasu na wsparcie koleżanek i kolegów w Polsce) - wkrótce pierwsze spotkanie w Szczecinie z kolegą Marcinem Prysem (Inspeo Sp. z o.o.), jest Innovation Hub, są rozmowy "co dalej po powrocie". Ministerstwo właśnie wysłało także projekty założeń do projektów dwóch ustaw: 1) ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym oraz niektórych innych ustaw, 2) ustawy o zasadach finansowania nauki oraz niektórych innych ustaw wraz z listem Pani Minister Barbary Kudryckiej. Większej liczby inicjatyw nie ma co wymieniać, jest tego całkiem sporo (na razie wznieciliśmy dużo kurzu :)).
  • Dostaliśmy od Grzegorza Robaka świetny artykuł z Forum Akademickiego opowiadający o sukcesie kolegi z edycji 40.1 - Marcina Binkowskiego, który założył na Uniwersytecie Śląskim spin offa (mitycznego). Marcin bardzo celnie diagnozuje problemy związane z założeniem takiej firmy na polskiej uczelni wyższej. Artykuł nie jest dostępny online, stąd może kilka cytatów:
    • "Cieszy mnie, że we władzach uczelni znalazły się osoby zdolne do refleksji i świadome konieczności wdrażania rozwiązań, jakie od lat funkcjonują w USA, Wielkiej Brytanii (...). Tam promowana jest postawa proaktywna - jeżeli masz dobry pomysł, to zapewne znajdziesz zainteresowanie u partnerów, którzy dostrzegają korzyści w takiej współpracy. W Polsce tymczasem w wielu miejscach nie ma ani odpowiedniego ukierunkowania, ani motywacji. Przychodzi się do pracy zamiast działać na rzecz projektu. To tez jest problem, kto wie, czy nie większy niż powszechnie krytykowany brak swobód gospodarczy i zmagania z biurokracją".
    • "Dzięki nim (Rektorowi i Kanclerzowi) konkretne rozmowy na temat firmy w ogóle się rozpoczęły. Powiedzieli mi wprost: "Zarób dużo pieniędzy dla uczelni, będziemy mogli wtedy przekonać innych, że nauka to już nie tylko takie projekty, których wyniki wędrują na półkę, ale przede wszystkim zaawansowane rozwijanie pomysłów przydatnych gospodarce". Oczywiście badania podstawowe są fundamentalne dla istotnych odkryć, ale jeśli nauka stosowana nie idzie w parze z wdrożeniami, jest w jakimś sensie marnotrawstwem środków".
    • "Myślę, że obawy przed zakładaniem spółek spin-off/spin-out na uczelniach wynikają m.in. właśnie z tego, że niektórzy do dziś nie pojmują mechanizmu, który w tej sytuacji zapewnia korzyści dla uczelni. W pewnym sensie to rozumiem - uniwersytet, który dotychczas żył spokojnym trybem, nagle miał się zachować jak przedsiębiorca."
    • "W polskich firmach czasami jeszcze można spotkać się z takim podejściem, że "naukowcy i tak nic nie robią, a pensję dostają, więc powinni się cieszyć, że przemysł dostarcza im próbki do badań". Na Zachodzie to nie do pomyślenia."
    • W momencie założenia n-LABu, Marcin stał się przedsiębiorcą. Przy konstruowaniu umowy musiał zresztą dokonywać niemal ekwilibrystycznych sztuczek. Tylko bowiem pozornie był jedną ze stron. "Przecież to samo laboratorium, które jako przedsiębiorca miałem wynajmować, wcześniej nie bez znacznego wysiłku budowałem od podstaw i na co dzień pracuję w nim jako adiunkt, prowadząc badania w ramach zadań statutowych czy realizowanych grantów." 
    • "Zarówno laboratorium, jak i n-LAB funkcjonują, ponieważ udało się współpracować z ludźmi, którzy wiedzieli, że warto podążać w tym kierunku oraz mieli chęć do pracy na rzecz nowej jakości w uniwersytecie"
 Marcin - samych sukcesów.
Prezentacje projektów w d.school
  • Tymczasem odezwał się do nas Stanford Club of Poland. Absolwenci Stanford University z Polski oraz mieszkający w Polsce to grono ponad 100 osób, liczba ta stale rośnie. Top 500 Innovators na pewno chętnie dołączą do tego zacnego grona. 
  • Informacja z Nowego Yorku spadła na nas jak grom z jasnego nieba: "New York City celebrates day without violent crime". Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów nie doszło do żadnej zbrodni w NY w ciągu 24 h ;-). Chyba czas się przeprowadzić...
    Artykuł: http://www.bbc.co.uk/news/world-us-canada-20536201
  • Minister Kudrycka o podziale uczelni na naukowe oraz zawodowe. Film z TVN do obejrzenia. 
  • Ostatnią, ale jakże niesamowitą rzeczą, którą chciałbym się podzielić, było zaliczenie projektu z Mechanical Engineering, które odbywało się w holu d.school. Studenci podzieleni na czteroosobowe zespoły mieli za zadanie zbudować interaktywne automaty do gier. Temat przewodni: BATMAN. Czas wykonania: 3 tygodnie (!): w tym opracowanie koncepcji gry, zbudowanie automatu, zaprogramowanie układów...
    Wrażenia na końcu - niesamowite. Chociaż jak mówi kolega z Polski: "3 tygodnie? Eee... pokaż im jak trzaskamy w 3 dni projekty na kilka baniek" ;)

Piosenka na dziś: http://www.youtube.com/watch?v=LoheCz4t2xc 


Stanford, można pograć w siatkę :)

Bardzo mi brakuje tej tzw. małej architektury w Szczecinie.

Topowi innowatorzy walczą z Jokerem.

wtorek, 27 listopada 2012

Week off

Kontynuując wycieczkę, zwiedziliśmy takie miejsca jak Death Valley, Las Vegas (ktoś ma pożyczyć tysiaka?), Los Angeles, Santa Barbara czy Holywood. Tymczasem dzisiaj rozpocząłem już obowiązkowy 3-tygodniowy staż podczas Top500. Trafiłem do Innovation Hub i jestem całkiem z tego powodu zadowolony :). Napiszę o tym jeszcze w innym poście. 

Poniżej parę zdjęć z wyjazdu, lepiej opowiada się obrazem :)

Fantastyczne miejsce, w którym się stołowaliśmy późnym wieczorem. Kwintesencja amerykańskiego way of life. Mieścina nazywa się Beatty i jest bardzo znana, mieście się na skraju Death Valley.

My swoje też zostawiliśmy swój dolar. Właściciel był zachwycony!

 Szczytuję w Dolinie Śmierci.

Parę fotek z Antelope Canyon w Arizonie. Piękne, wyżłobione przez deszcze i powodzie, twory. 




Nietoperz.

  Skaczący delfin.
 

Motyl. 

 

Walka transferu z nauką ;)

Las Vegas :)



Poszły konie po... soli :)

 W drodze.

Punkt widokowy. 
 

Z częścią ekipy wycieczkowej.

Death Valley...

Los Angeles :)

Piękna reklama w samym sercu Los Angeles oraz Alei Sław.

Bliźniaki. 

Harry Potter, Hermiona i Ron :)

Boski George. 

Samuel L. Jackson.




Santa Barbara, na bogato. 


Nadchodzi mgła nad Santa Barbara!

Waaaaaaaallttt.....!!!! (dla wtajemniczonych!)

środa, 21 listopada 2012

W drodze

Postanowiłem nieco poprawić nastroje i wrzucić bardziej pozytywny post. Blog ponoć pesymistyczny, a przecież Ameryka to kraj kontrastów, kraj pozytywnie zakręcony (przynajmniej dla przybysza zza oceanu).

Wczoraj miałem okazję odwiedzić amerykańskiego dentystę. Długo przetrzymywany ząb upomniał się o swoje. Szedłem w strachu - kanałowe to od 900 do 1400 dolarów. Ponadto 100 dolarów wizyta wstępna. Sporo, zważywszy że ubezpieczenie pokrywa szkodę do 2000, ale złotych ;) Mogła to być więc całkiem kosztowna impreza.
Już podczas oczekiwania na lekarza pielęgniarki zupełnie rozłożymy mnie pytaniem czy nie mam może ochoty na iPada, skoro tak sobie siedzę i czekam na lekarza ;). To samo zaproponował mi później lekarz, czemu mam tak siedzieć i czekać aż zacznie działać znieczulenie, może bym się rozluźnił? O proszę, tu na fotelu!
Ostatecznie zapłaciłem tylko 231 dolarów. Kanałowe przeniesione do Polski (trzymajcie kciuki) :)

Trochę fotek na rozweselenie. Oraz kilka z wycieczki po Ameryce.

Jedzenie prawdziwego innowatora ;)

Kubek na słynnej trasie Route 66.

 Zbliża się Święto Dziękczynienia! Wielki indyk przed centrum handlowym.

 W rezerwacie Navajo - od razu dodają do rachunku podatek ;)

Na punkcie widokowym. Very nice...

Ja bym u siebie dodał jeszcze ironię i wrodzony talent do psucia innym życia. 

Nawet tu, w totalnej dziurze, zapłacić można kartą :D

Skok w świetlaną przyszłość ;)

Niesamowite zdjęcie polskiego innowatora z pracy z instytucjami publicznymi

  Wielki Kanion oraz Monument Valley.







A gdzie laptop? ;)