wtorek, 7 października 2014

Wybory.... do czego?


Dość nietypowo, bo nie zwykłem publicznie poruszać takich tematów, jednak chciałbym chwilę poświęcić wyborom samorządowym. Po raz pierwszy zdarza się, że wśród kandydatów mam aż tylu znajomych, czy do Rady Miasta, czy do Sejmiku.

Cóż, sam zwykłem nazywać (bez)radnych "wirtualnymi bytami", którzy mają minimalny wpływ na nasze codzienne życie. Cały czas mogę spokojnie podtrzymać część tej teorii, chociażby w zakresie wdrażania funduszy z UE w kraju czy regionie (bez ideologii proszę). Niemniej nie można zaprzeczyć, że rzetelny radny/a, poprzez swoje działania, może pozytywnie wpłynąć na rozwój miasta czy regionu. A przynajmniej się starać i mieć plan, by skupić się na rzeczach najważniejszych.

A z tym jest bardzo krucho. Mam wrażenie, że w wielu przypadkach to co możemy usłyszeć z ust kandydatów to własne, w ich mniemaniu dojrzałe, przemyślenia (o linii partyjnej pomilczę). Za takie uważają te, które wynikają tylko i wyłącznie z ich doświadczeń życiowych i zawodowych. A te są, w mojej ocenie, często dość skromne. Jak się poczyta "pomysły" co poniektórych i wypowiedzi w mediach społecznościowych, że o banowaniu tych, z którymi się nie zgadzają nie wspomnę, to mamy już pewien obraz. Rozpaczy? 

Kandydat na Prezydenta?
No ale OK, temat godności w służbie miastu/regionowi zostawmy na kiedy indziej. Obecnie jesteśmy w mniejszym lub większym zakresie bombardowani obietnicami. To naturalne i nie ma się co obrażać. Gorzej, że wśród tego potoku pomysłu rzadko można uświadczyć te rzeczywiście istotne dla rozwoju naszej regionalnej czy miejskiej gospodarki. A jak sami jej nie zbudujemy, to nikt tego za nas nie zrobi. Żadna Warszawa ani Berlin.

Poniżej zebrałem kilka luźnych uwag, a które bym przekazał kandydatom, gdybym miał taką możliwość. Nie jest to zamknięty katalog, można się z nim zgodzić, można nie, a można coś ciekawego wyciągnąć. 
  • Kwestie społeczne są istotne, ale niestety nie najważniejsze. To gospodarka jest najistotniejsza, od niej jest zależna praktycznie każda inna tematycznie gałąź naszego życia. Przedsiębiorcy to miejsca pracy, środki na inwestycje, podatki. A bez wpływów możliwości zrealizowania prospołecznych działań są ograniczone. Biedny region to słaby region (a środki zewnętrzne nie sprawią, że będzie bogaty), a to przekłada się na miejsca pracy i dobrobyt. Weźmy taką odnowę Śródmieścia, mantrę powtarzaną od lat. Czy poza gadaniem na ten temat, ktoś policzył budżet tego pomysłu? Niestety, ale prędzej należy spodziewać się dalszej degrengolady tej części miasta. Podam taki niuans: jak odwiedziłem jakiś czas temu znajomych w jednym z kwartałów, to okazało się że WC ciągle jest na... półpiętrach. Czy rozumiecie skalę potrzebnych inwestycji? Bez inwestorów prywatnych będzie to trudne (JESSIKA też się skończy). Jak ściągnięcie do miasta osoby na miarę Isakssona? Cóż, na ten moment rewitalizacja to studnia bez dna. A bez niej nie wprowadzi się ta "nowa tkanka" mieszkańców. 
  • W nawiązaniu do powyższego, stary problem: dać przedsiębiorcy na maszynę i nowego pracownika czy 1000 biednych na zupę? Odpowiedź jest oczywista, choć niepopularna. I słupki spadną.
  • Rozwój to nie tylko infrastruktura. To jeden z najgłębszych problemów nie tylko Szczecina, ale także całego kraju. Gdyby inwestorzy z Doliny Krzemowej na to popatrzyli, pokręciliby tylko głowami. Budujemy szklane domy, które są "puste". I nie myślę tutaj o biurowcach, które są prywatnym biznesem deweloperów (ale też jak pokazują badania nie są zapełnione), ale o infrastrukturze kupowanej za fundusze UE. W takim Wrocławiu na EIT+ poszło ponad 600 mln zł (dla Szczecina skala nieosiągalna), pobudowano laboratoria i... okazało się, że nie ma kto w nich prowadzić badań. Nie powielajmy tych błędów. Potrzebujemy mądrych inwestycji, które się mają okazję spłacić. A przede wszystkim - inwestycji w ludzi i ich potencjał. Bo to właśnie oni go tworzą, nie położenie geo-polityczne. Słuchajcie więc ludzi, nie wierzcie we własny geniusz (jak jedna znana kandydatka na Prezydenta). Naprawdę, są tacy którzy lekko popchnięci daliby nam wiele radości. Megaron, znana firma, zaczynała w pierwszym szczecińskim inkubatorze przedsiębiorczości (który uwaga, nie był dotowany z UE). Można?
  • O co walczymy? To o tyle ważne pytanie, że większość kandydatów sprzedaje nieświeżą kiełbasę wyborczą mówiąc o walce z bezrobociem. Serio? To wszystko? A jakie miejsca pracy chcemy by powstawały? Jakiekolwiek, byleby dawały minimalną wypłatę? Przepraszam, ale lansowane BPO to nieporozumienie. Porozmawiajcie z ludźmi po paru lata pracy w takim przybytku. To nie jest niczyi szczyt marzeń. No tak, ale słupek bezrobocia spadnie jak taki inwestor zatrudni 200 osób... czy naprawdę mamy tak niskie aspiracje? Powiedzmy "amazonom" NIE. Popatrzmy na Malmo i ich inwestycję w wiedzę po upadku stoczni. Uczmy się od innych, historie sukcesu są na wyciągnięcie ręki.
  • Priorytetem dla Szczecina oraz regionu powinna być inwestycja we współpracę przedsiębiorców z naukowcami. Nie bez przyczyny gro środków w RPO 2014-2020, POIR 2014-2020 czy w Horyzoncie 2020 ma być kierowana na tego typu projekty konsorcyjne. Na tle polski wypadamy jednak wyjątkowo blado (w statystykach dot. innowacyjności również). W POIG oraz programach NCBR, na listach rankingowych po stronie zachodniopomorskiego mieliśmy w latach 2007-2013 do czynienia z przysłowiową "plażą". Niestety nie widzę przesłanek, by władze regionu i miasta traktowały ten temat priorytetowo i szykowały kampanie promocyjne i zachęty (pozaunijne) dla firm, które byłyby chętne rozwijać takie przedsięwzięcia.
    Uwaga, tu nic samo się nie zrobi, potrzeba poważnych działań samorządu i podległych mu jednostek wspierających przedsiębiorczość, bo na razie jak idę na rozmowę to słyszę "ale nie mamy na szkolenie/warsztaty/spotkania dla firm, bo PARP nam nie daje". OK, to niech da Urząd. To szalenie istotne -> obecnie trwa przecież proces rozbioru intelektualnego regionu (vide odrzucenie naszych projektów B+R z list krajowych, co oznacza usunięcie z PO IR).
  • Inwestycja w wiedzę jest podstawą gospodarek innowacyjnych. Największe światowe firmy powstają przy uczelniach lub w oparciu o umiejętności kadry naukowej. U nas także mamy sukcesy na tym polu, wystarczy wspomnieć prof. Lubińskiego czy prof. Dacę (RTS-TietoEnator). Słuchajcie takich ludzi i ich historii i uczcie się od nich, bo to oni tworzą dobrobyt. Poparzcie na działania RCIiTT, są pierwsze fajne efekty (a następne duże przyjdą w ciągu kilku lat).
  • Ściąganie inwestorów to kolejne modne hasło. Tymczasem podstawowe wsparcie powinni otrzymać ci, którzy już tu są, mają rodziny, plany... jak zamierzacie wspierać lokalny biznes? Praktycznie nikt solidnie na ten temat się nie wypowiedział. Wynika to z jednego smutnego faktu: z rynkiem nikt nie rozmawia (nie potrafi). Niby jest PIG, ale i oni narzekają, że spotkania są bezowocne, a współpraca jest wtedy, gdy wymaga tego sytuacja (jakieś wydarzenie). Politycy w Polsce panicznie boją się przyznawać do kontaktów z biznesem, z racji na możliwość podejrzeń korupcjogennych. Ktoś w końcu powinien zrobić ten pierwszy krok. Inwestorzy z zewnątrz TAK, ale kluczowy jest lokalny przedsiębiorca.
  • Jeżeli już ściągamy inwestorów z zagranicy, róbmy to mądrze. Przykładem jest Bridgestone - ilu naszych naukowców ma dostęp do sprzętu i technologii tego koncernu? Jakie wspólne projekty realizujemy? Żadne (ale słupek bezrobocia w Stargardzie spadł...). A jak pokazuje przykład Cargotecu, można prowadzić wspólne projekty chociażby w ramach Horyzontu 2020 (ZUT). Gwarantujmy więc miastu i województwo dostęp do wiedzy, która przychodzi wraz z inwestorem. Pytanie czy możemy sobie na to pozwolić? Możemy, kilka dni temu zorganizowałem spotkanie w siedzibie COIE UMWZ, gdzie wraz z przedstawicielami uczelni publicznych dyskutowaliśmy w jaki sposób ściągać inwestorów do województwa zachodniopomorskiego nie tanią siłą roboczą i zachętami podatkowymi, ale potencjałem intelektualnym (kadrą naukową, laboratoriami, wynalazkami), który stoi za naszymi uczelniami. Spotkanie udane, zadania rozdzielone. Efekty przyjdą, pewnie za kilka lat.
  • Nie odkrywajcie Ameryki od nowa. To stała przypadłość w naszym kraju. Proszę Państwa, prawie wszystko zostało już spisane... są strategie miejskie, regionalne, innowacji, wraz z planami działań... nic tylko wypełniać je treścią. Oczywiście one nie zamykają katalogu spraw do rozwinięcia więc...
  • ...nie bójcie się marzyć. To temat rzeka, ale jak widzę dyskusję na facebooku czy w mediach nad takimi inwestycjami jak aquapark czy wielofunkcyjny stadion, w których jak mantra powtarzane są tezy typu "ale kto to potem utrzyma?", to ręce opadają. To jakieś przekleństwo, które wmawiają nam media. Proszę Państwa, myśląc i planując w ten sposób nigdzie nie zajedziemy. To są podstawy ekonomii - chcesz wyjąć, musisz włożyć (i często przez lata dokładać). Stadion, hala widowiskowa, teatry, filharmonie, aquaparki, żłobki (Łódź ma miejskich/dofinansowanych ponad 30!), komunikacja miejska, itp. inwestycje to są podstawowe udogodnienia dla miasta które ma aspiracje metropolitarne! Takich inwestycji zwyczajnie nie może zabraknąć. Jeśli chcemy by nasze miasto się rozwijało, to zaprzestańcie dyskusji o potrzebie takich przedsięwzięć. To wpędzanie miasta w średniactwo...
    Szczecin nie powinien równać do Poznania, Gdańska czy Wrocławia, ale do Kopenhagi, Berlina czy nawet takiego Malmo. Każda duża inwestycja finansowana zewnętrznie powinna być prowadzona z pewnych rozmachem, tak jak nowa Filharmonia (można się zżymać na jej zewnętrze, ale jest charakterystyczna co zostało szeroko opisane i nagrodzone). My nie mamy doganiać, a przeganiać (!).
  • Nie podajecie konkretów. Czytam, że "rozwinę Łasztownię", "odwrócę Szczecin do Odry", "będę słuchać opinii ludzi" - ale jak? Konkrety, liczby, kamienie milowe. Bo tak to może napisać byle licealista. Mam wrażenie, że tych konkretów brakuje, bo nie macie dostatecznej wiedzy, jak się takie programy tworzy i oblicza. A jak wiemy dobrymi chęciami......
  • Żaden kandydat nie odniósł się merytorycznie do naszych klejnotów rodowych, czyli specjalizacji regionalnych (w sporej mierzy miejskich jak biogospodarka czy branża morska). Skończy się tym, że większość z nich to działacze prospołeczni, urzędnicy i prezesi fundacji "na rzecz", ale to... fatalna wiadomość dla miasta. 
  • Wielu z Was podczepia się pod fundusze UE. Moim zdaniem można zrobić sporo inicjatyw nie korzystając z tych środków. Ale czy ktoś zna hasła takie jak canvas, design thinking, lean manufacturing, service design, crowdsourcing, crowdfunding, spin off/out, itp.? To są podstawy nowoczesnej gospodarki. Przypomina mi to historię, gdy w jednej z firm przygotowaliśmy szkolenia dla dziennikarzy z podstaw UE (żeby wiedzieli co piszą w latach 2007-2013). Zainteresowanie było mizerne. Jak i poziom artykułów w kolejnych latach.
  • A co z szansami, jakie nagle pojawiają się przed nami? Przykładem jest rozrastający się kontyngent NATO. Czy ktoś wyjdzie z propozycją wykorzystania tego asa w rękawie? Co z turystyką odnawialną (vide brak pomysłu na Berlin)? Jak rozwijać Technopark? Jak skorzystać z rozległej wiedzy i praktyki RCIiTT? I tak dalej... 
No i na koniec... jak się z taką osobą startującą na Prezydenta rozmawia i zwraca uwagę na potencjał instytucjonalny, agencje rozwoju, centra transferu technologii i słyszy w odpowiedzi: "taaaaak.... ta instytucja... tak, myślałem/am o tym, żeby tam być prezesem po wyborach..." to już nie pozostaje nic innego, jak zwinąć manatki i wyjechać do tej Doliny Krzemowej. Czasami zastanawiam się co mnie powstrzymuje (poza rodziną). Dlaczego wartościowi ludzie nie startują, albo jest ich tam mało? Czy rozwiążą to JOW?


Aha, wygra Piotr Krzystek. Może nawet w 1 turze?