środa, 30 grudnia 2015

A Year to remember?

Nie będę się silił na oryginalność, tworząc przy opisie 2015 roku wiekopomne frazesy. Po kilku dniach pisania postu nadal nie wiem jakim słowem podsumować ostatnie 12 miesięcy. W pierwszej wersji miało być, że "był to rok dziwny".  Może niech tak zostanie.

Czytam ostatnich kilka wpisów na blogu, także podsumowanie 2014 r. i widzę wiele negatywnych emocji, zmęczenie, frustrację. Dziś patrzę na to wszystko chłodnym okiem. Może trochę "nauczyłem się wydawać o tym wszystkim powściągliwe zdanie, nauczyłem się wydawać o tym wszystkim chłodny sąd". Może trochę dojrzałem. Może zobojętniałem. Może machnąłem ręką na kilka spraw? A może po prostu nie mam czasu na pełną aktywność godząc się na pełzającą porażkę? Czyż nie sam powtarzam, że it's ok to fail?

Spółka którą zarządzam rozwinęła się. Ma nowego pracownika, realizowała transfer twardy (sprzedaż licencji) i miękki (ekspertyzy, laboratoria, szkolenia). Wykonałem wiele różnych działań na styku nauki i biznesu, głównie związanych z aparaturą naukową oraz transferem wiedzy. Sporo się nauczyłem. Dzisiaj uzupełniłem listę klientów i partnerów, wygląda to całkiem całkiem. Zresztą... nie o wszystkich działaniach mogę pisać z racji na poufność.

Nie przemyślałem głęboko planów na nadchodzący rok - jest kilka spraw, których nie zdążyłem w 2015 zrealizować, więc "jest co robić". To też nauka - wszystkie wielkie plany, założenia, obiecanki... warto zejść na ziemię, bo jak się łapie za wiele sroczych ogonów... to się nie złapie prawie żadnego. Oczywiście, łatwo się o tym pisze i kiwa czytając głową. Życie jest pełne niespodzianek i nagłych "wrzutek", którymi się po prostu trzeba natychmiast zająć. Myślę, że tego typu sytuacje (często arcyciekawe) zajęły mi bez mała pół poprzedniego roku. To tak ku rozwadze wszystkim wielkim planistom i menadżerom, znawcom zarządzania nieswoją firmą (a którzy w większości nie mają w tym obszarze praktycznych kwalifikacji). Przepraszam, ale ciągle mnie na zmianę irytuje i bawi, jak ktoś zaczyna do mnie mówić zaczynając od: "Bo musisz ..." (musisz zmienić / musisz zaplanować / itp.).

BaltExpo 2015

Potwierdziły się także moje przekonania o transferze technologii w Polsce. Model (?) w jakim jest wdrażany nie przyniesie oczekiwanych efektów. No, może poza medialnym efekciarstwem, widocznie dobrze się czyta o kolejnym polskim startupie który podbija Dolinę Krzemową (sic!) lub je odgrzewany kotlet (ta sama informacja powtarzana przez kilka miesięcy na różnych portalach). Nie przesuniemy się znacząco w statystykach innowacyjności, nie zmienimy charakteru Polski z "montowni Europy" na hub innowacyjności*. Przyczyn tego stanu rzeczy jest kilka i są od dawna zdefiniowane: mentalność, prawo, kapitał, edukacja, system - a pewnie można by było dodać do tej wyliczanki kolejne hasła. Tych rzeczy nie zmienimy inaczej niż poprzez mniej lub bardziej rewolucyjne reformy - środkami z UE nie każdy dół da się zasypać. I niestety, jak każdy będzie robił "swoje", to też to nie da takich rezultatów, na jakie stać Polaków. Bo zamiast prostą drogą wspólnie, schodzimy pojedynczo trawersem, na palcach, tak by nie zeszła lawina.

Powoli dojrzewam jednak do zaprzestania tłumaczenia wszystkim na czym świat stoi. Są tacy, którzy zawsze będą cię uważali za buca, gadającą głowę albo pożytecznego idiotę. Przez wiele, wiele lat starałem się tłumaczyć po kolei i powoli o co mi chodzi. Widocznie tego nie potrafię.

W 2015 r. pojawiły się też różne pokusy. Mógłbym (starać się) współpracować z ludźmi o ugruntowanej pozycji politycznej, których nie interesuje jednak Polska jako taka. Mają inne cele, niekoniecznie negatywne, po prostu nastawieni są na siebie i swoje otoczenie. Na władzę. To kuszące, tam są pieniądze, wpływy... jakże łatwiej byłoby pewnie rzeczy poustawiać po ludzku, gdyby można było wpłynąć na zasady odgórnie! Cóż za pokusa ciemnej strony mocy... pozostanę jednak sobą. O ile nie koliduje to z moimi ideałami, wolę być biedniejszy, niż pluć w swoje odbicie w lustrze.

Wizyta Ambasadora USA Stephena D. Mulla


Cóż jeszcze? Oceniłem sporo projektów w ramach nowych naborów (POIR), a pewnie w 2016 r. będzie tego znacznie więcej. To dobry pieniądz, łazienka się sama nie zrobi. Działałem także pół roku z inwestorami z KIC InnoEnergy, dostarczając im na tacy ok. 12 pomysłów na biznes w energetyce odnawialnej. Razem z mecenasem Malujdą prowadzę bloga na portalu InnPoland. Ciągle pracuję nad newsletterem Top 500 Innovators, choć od decyzji o zakończeniu współpracy z zarządem Stowarzyszenia, mam na to coraz mniej czasu i chęci.
Z rzeczy na poziomie regionu warto wspomnieć o giełdach kooperacyjnych nauka - biznes, które współorganizują centra transferu ze wszystkich uczelni publicznych oraz samorząd województwa. Całkiem dobrze to idzie, przekłada się też na kontakty robocze z firmami branżowymi z regionu. Ruszyłem też trochę zapomnianą inicjatywę Akademicki Szczecin przy Urzędzie Miejskim - rozwija się ona strasznie powoli, ale kroczek po kroczku... może do czegoś sensownego dojdziemy. W Top 500 staram się, by raz na miesiąc dochodziło do spotkań i wymiany opinii w naszym środowisku. Acha, w lecie zorganizowałem też dwa Technogniska dla NGOsów oraz sektora IT. Fajnie, rodzinnie, przyjaźnie.

Ciężko jednym ciurkiem wymienić wszystkie inicjatywy. Gdy tak o nich myślę, dochodzę do wniosku że największą frajdę dają mi te, które są realizowane dla ludzi. Może to pragmatyzm, może potrzeba afirmacji, nie wiem.

Wyzwania? Plany? Ambicje? Jak już napisałem z tym trzeba trochę uważać, bo potem przychodzi frustracja, nerwy i chęć galopu, zamiast spokojnego kłusu. Ale na pewno są one w miarę bogate jeśli chodzi o Centrum Innowacji. Zainteresowani, którzy śledzą chociażby naszego facebooka, na pewno będą mieli okazję dowiedzieć się o nich więcej. Wiele jednak zależy także od samej uczelni, tym bardziej, że w 2016 r. odbędą się wybory nowych władz praktycznie wszystkich uczelni publicznych. Poza uczelnią zobaczymy co los przyniesie, chciałbym kilku rzeczy się bliżej dowiedzieć, nauczyć.

A tymczasem posłuchajmy zwycięzcy tegorocznego Konkursu Chopinowskiego.


* "(...) Napłynęły ogromne unijne pieniądze, za które kupiono nowoczesne maszyny, zbudowano technoparki i inkubatory. A i tak, jak wynika z opublikowanego pod koniec października Globalnego Indeksu Innowacyjności, z 45. miejscem na świecie zanotowaliśmy spadek o jedną pozycję i tkwimy na szarym końcu Europy. Tylko o kilka miejsc wyprzedzamy jedynie Grecję i Rumunię. Przed nami w rankingu jest Chorwacja. Jeszcze słabiej wypadamy pod kątem efektywności innowacji (Efficiency Ratio). Wskaźnik ten pokazuje sensowność nakładów na innowacje w stosunku do ich efektów. Pod tym względem Polska uplasowała się dopiero na 93. pozycji.
Podobne wnioski płyną też z właśnie opublikowanego raportu „W poszukiwaniu zaginionej innowacyjności” przygotowanego przez Instytut Studiów Przemysłowych. Jak wyliczają jego autorzy, choć nakłady na innowacyjność w polskim przetwórstwie przemysłowym w ostatniej dekadzie znacząco rosną, to odsetek nowych lub znacząco ulepszonych produktów pojawiających się w sprzedaży stale maleje. Jeszcze w 2008 r. wynosił 16, a pięć lat później było to już zaledwie 12 proc. (...)"
Za: http://gospodarka.dziennik.pl/news/artykuly/509229,polska-innowacyjna-jak-usa-i-izrael-ambitne-plany-rzadu-szydlo-program-startup-poland.html 

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

2 lata

Centrum Innowacji, spółka celowa Akademii Morskiej, funkcjonuje na rynku już 2 lata. Powstała z początkiem sierpnia 2013 r. i od tego czasu działa na rzecz transferu technologii między uczelnią a rynkiem.

To ten moment, gdy profesjonalne podmioty wrzucają swoje infografiki z informacjami o osiągnięciach oraz sukcesach. Pozwolicie, że jednak skupię się na czymś innym, a dokładnie na doświadczeniach, jakie niosły te dwa lata.

Poniższe uwagi nie są uporządkowane względem ważności, to zbiór luźnych przemyśleń (także na bazie doświadczeń innych managerów komercjalizacji), które zostaną ubrane w bardziej profesjonalną formę i wrzucone na bloga na InnPoland, prowadzonego z mecenasem Malujdą.
Najważniejsze dla mnie jest jednak to, by uwagi te dotarły do osób, które pragną rozwijać swoje umiejętności w obszarze komercjalizacji dóbr intelektualnych lub planują dla siebie taką przyszłość. 

A więc, gdy chcesz działać w transferze...:
  1. Bardzo dobrze zaplanuj gdzie i z kim chcesz być za kilka lat.  Cóż za truizm, prawda? Ale cholernie prawdziwy. Popełnione błędy na starcie później odbijają się mocną czkawką. Kluczowe w tym punkcie jest nie tylko twierdzenie "Ty zaplanuj", ale także uzgodnij swoje cele z mocodawcami oraz osobami, które powinny być twoimi współpracownikami, tzn. z tymi, od których będziesz w ten czy inny sposób zależny. I wymagaj od nich realizacji tych celów (ja wiem, że to trudne)! Powinieneś wiedzieć na starcie, na kogo możesz liczyć, a kto będzie Twoją przeszkodą (a tych nie zabraknie).
  2. Zdobądź przyjaciół. Jeśli będziesz prowadził swoją działalność w formule "jedynego sprawiedliwego" to zapewniam, wszyscy cię opuszczą (poza tymi, z którymi dobrze się pije). Osoba, która ocenia jakość pracy innych, ostro wypowiada się o nepotyzmie, lenistwie, niechęci, chałturzeniu i innych standardowych przymiotach pracowników jednostek naukowych, będzie miała bardzo pod górkę. Może i będziesz czuł się dobrze, że jesteś ponad systemem, ale bez jego udziału niewiele osiągniesz. Coś za coś. Zastanów się czego chcesz, sukcesu czy dobrego samopoczucia?
    Danish Patent Office
  3. Nie ty jeden masz świetne pomysły. Ale jak to? Ano tak to. Inni też mają swoje i do tego uważają, że są lepsze. A Ty jesteś darmozjadem i ciągle siedzisz na fejsie.
  4. Jakość pracy musi cię wyróżniać na tle innych podobnych jednostek. Naukowcy są przyzwyczajeni do klepania zleceń przez uczelnię lub do szarej strefy, czyli realizacji prac zleconych na boku, poprzez firmy szwagrów czy szemrane stowarzyszenia (przy pobłażliwym traktowaniu powyższych ze strony władz uczelni). Dlatego też, jeśli chcesz by przyszli do Ciebie i komercjalizowali swoją wiedzę w oparciu o Twoje narzędzia  i zasoby, musisz ich do tego przekonać. Proponuję skupić się na dwóch elementach: rzetelności/jakości i sprawnej obsłudze. Jeśli przeprowadzisz jedno udane zlecenie, przyjdą kolejne. Taka praca u podstaw (choć osobiście nie cierpię tego sformułowania).
  5. Bądź bardzo, bardzo cierpliwy. I bardzo, bardzo chciej. Do granicy wytrzymałości psychicznej. Mam takie doświadczenie z jednym naukowcem, typem "wrzoda na d...", który kontestuje całą otaczającą go rzeczywistość. Czepiał się każdego elementu zlecenia oraz umów. Były momenty, gdy chciałem go wyrzucić za drzwi. Przegryzłem swoje ambicje, ukorzyłem się (pokora... jakie to trudne!)... Dziś ten sam naukowiec przychodzi z kolejnymi zleceniami. Do tego jest zazwyczaj uśmiechnięty (co ja, durny i lichowaty biurokrata, przyjmuję z rozlanym uśmiechem na mej kaprawej twarzy), pokazał kto tu rządzi, nie?
  6. Nigdy nie jest za późno by zacząć od nowa. Tak, mnie w spółce też to czeka. Przewartościowanie dotychczasowej drogi i zbudowanie lepszej. Z wiedzą, którą nabyłeś przez dany okres czasu. To trudne, ale warto myśleć o tym na bieżąco. Pamiętacie "there is no fail and no win, there's only make"? Jedna iteracja goni drugą...
  7. Będzie bardzo trudno, stresująco i pod górkę, a dzieci będą budziły się i zasypiały bez Ciebie. Pomimo, że są dużo gorsze miejsca pracy, to pamiętaj, że działasz w obszarze nieuregulowanym, ludzkim, uznaniowym. Gotowy/a? Nie? To lepiej sobie odpuść i zrób miejsce innym. Swoją drogą wśród spotykanych przeze mnie czasami killerów komercjalizacji jest pewna grupa  bezdzietnych/ samotnych. Jak to mówią w USA - albo jesteś naukowcem, albo przedsiębiorcą. Albo pracujesz, albo pieluchy. Twoja najbliższa rodzina i związek musi być bardzo dojrzały i gotowy na takie poświęcenie.
  8. Miej twardą skórę. Znowu truizm, ale kluczowy. Ataki pojawić się mogą z różnych stron (choć oczywiście nie muszą): współpracowników, branży, naukowców, przedsiębiorców, władz. Będziesz sam ze swoimi problemami, nikt za Ciebie ich nie rozwiąże. Nauczysz się lawirować jak ryba po rafie. Spotkasz wielu uśmiechniętych, miłych i przyjaznych ludzi. Z czasem jednak zauważysz, że te ich zęby są coś za długie... :) To ważna uwaga dla tych o słabej psychice - można w pewnym momencie wpaść w depresję lub wszędzie widzieć problemy.
  9. Komercjalizacja to nie są pieniądze, mierz siły na zamiary. To moje zdanie, dość osobliwe i może nawet wygodne. Przeczą mu doświadczenia takich spółek celowych jak Excento (P. Gdańska) czy spółka P. Łódzkiej, które mają zysk operacyjny nawet po pierwszym roku działalności. Cóż, punkt widzenia zależy od punktu siedzenia oraz... potencjału jednostki macierzystej. Akademia Morska w Szczecinie to nie AGH, ani nawet ZUT. W swoim portfolio IPR, którym zarządzam, mam niewiele technologii - bo tyle zostało ich dotychczas ochronionych przez uczelnię. Jak to się ma to potencjału największych politechnik? Ile z moich technologii to "wisienki na torcie" (statystycznie powinny być dwie-trzy)? Dlatego też uważam, że transfer technologii na małych uczelniach trzeba budować inaczej i w oparciu o inne kryteria i zasoby. 
  10. Sam nic nie wskórasz. To jest szalenie ważne. Obejmujemy władzę nad podmiotem takim jak spółka celowa czy centrum transferu technologii i nagle, jak za pociągnięciem czarodziejskiej różdżki, stanie się cud. Przemysł z radością przyjdzie po technologie, inwestorzy rzucą się na potencjał merytoryczny kadry naukowej, komisje konkursowe będą pozytywnie oceniały każdy projekt, władze poklepią po plecach (żeby tak zaprosiły na wódkę na daczy!), a koledzy i koleżanki (szczególnie one) będą jadły ci z ręki. No, pobudka. Jesteś tak silny jak Twoja jednostka macierzysta i jeśli nie będzie ona zainteresowana rozwojem swojego potencjału, to nic po tobie... ale oczywiście tylko w tym obszarze. Spółki celowe mogą działać na całym rynku, nie są przywiązane na siłę (no chyba, że ktoś ma takie ustalenia z władzami uczelni) do jednego podmiotu.
  11. Nie spodziewaj się, że branża będzie wspierać Twoje działania - z dość dużą atencją patrzę, kto poleca nasze osiągnięcia, wydarzenia, sukcesy. Czy na fejsie, czy w "realu". Wszystkim pozytywnie zakręconym oczywiście dziękuję, dodajcie sił do dalszej pracy. Ale są tacy, którzy mogą więcej, bo albo są z obszaru w którym działasz, albo na pozycji, która daje im duże pole manewru i... nic - milczą. Tu nie chodzi o zawiść, żeby było jasne. Tu chodzi o niezrozumienie, czym jest praca w transferze. A nie jest ona tylko i wyłącznie działalnością na rzecz jednej jednostki, a całego społeczeństwa, miasta, regionu, branży. Dlaczego sam prowadzę takie "Innowacyjne Zachodniopomorskie" na fejsie? No, ile można? Gdzie ci liderzy, ci przegadani managerowie? "Bo to nie jest mój zakres obowiązków", "Co z tego będę miał"? Pozostawiam wątek do osobistych przemyśleń.
  12. Czy władze lokalne rozumieją co robisz? Pomimo, że realizujesz najważniejsze gospodarczo zadania, czyli łączysz biznes z nauką (jest coś obecnie istotniejszego?), to i tak nikt do Twoich drzwi nie zapuka. Ktoś widział, żeby taki marszałek/prezydent/itp. promował sam z siebie wydarzenia któregoś centrum transferu? Albo jeden czy drugi uznany regionalny bloger informował o komercjalizacji technologii? Zawsze to lepiej dać setce biednych bułki ze śledziem na statku, na okrasę walnąć selfiaka. Jak już jesteś na topie (i super) to zrozum, że Twoja rola się właśnie zmieniła i czas dojrzeć. Zostaw zabawę nowym, podejmij większe rękawice. Warto poczuć, że nasze dzieci zamieszkają w miejscu takim, jakie go po sobie zostawimy: "Jaki ładny ten Szczecin". I jaki biedny.
  13. Dla kogo to wszystko? Cóż, ani naukowcy, ani przedsiębiorcy, ani inwestorzy nie są jeszcze gotowi do rzetelnej komercjalizacji (kolosalne znaczenie ma sam rynek jako taki i siła nabywcza Polaków). Mówię to także na bazie doświadczeń recenzenta projektów UE. Dość istotne jest więc znalezienie sobie celu-przystani, do której można zacumować. 
  14. Do pracy przychodź uśmiechnięty. Mina i tak ci zrzednie. Niemniej praca w transferze jest szalenie interesująca! Każdy dzień jest inny, są nowe wyzwania, tematy... (polecam w drodze do pracy VOX FM).
  15. Omijaj złych ludzi. Przeszkadzacze są wszędzie. Ci, którzy przecież wiedzą lepiej od Ciebie, jak prowadzić firmę, jak komercjalizować, jak się rozwijać. Zauważyłem, że najlepsi prezesi z najlepszych spółek celowych to osoby może nie skromne (w Polsce często jesteśmy przewrażliwieni na tym punkcie -> "ten profesor tyle osiągnął, a taki skromny"), ale spokojni i uważni obserwatorzy. Nie przeszkadzają. Uczą.
  16. Jeśli ktoś nie rozumie o czym mówisz, to już nie zrozumie. Face it. Są tacy, którzy wiedzą lepiej, bo "odbyli szereg rozmów z przedsiębiorcami i znają ich potrzeby". To tacy eksperci, jak ksiądz od spraw rodzinnych. Pozostaw ich w tej błogiej (nie)świadomości. 
Powyższe nic nie zamyka, wątków jest wiele więcej, ale te spłynęły mi najszybciej na klawiaturę.

 Ta młodość... jest tylko jedna.

piątek, 10 lipca 2015

Podziękowania

8 lipca 2015 r. zakończyłem swoją pracę w Stowarzyszeniu Top 500 Innovators jako członek zarządu tej organizacji. Z tej okazji chciałbym serdecznie podziękować wszystkim Topowiczom oraz sympatykom, którzy przez ostatni rok z hakiem dopingowały mnie i wspierały w działaniu.

Dość długo zastanawiałem się w jaki sposób opisać swoje doświadczenia w pracy w zarządzie i wydaje się, że nie ma co przedłużać ani "wylewać" swoich przemyśleń, bo jeszcze ta fala dotrze nieco za daleko, a przecież organizacja nadal działa i ci, którzy są zaangażowani zasługują na swoją szansę i carte blanche.

Była to na pewno praca wyjątkowo czasochłonna, przeciętne zaangażowanie z mojej strony osiągało ok. 5-20 h tygodniowo. Czasami znacznie więcej, jeśli organizowaliśmy wydarzenie. Kosztem rodziny. Kosztem innych inicjatyw i możliwości. Nie narzekam, to fakty. A coś mi mówi, że fakty te w pewnym zakresie pozostaną w mocy :)

Tematem nie wartym roztrząsania jest też wizja rozwoju Stowarzyszenia. Znający mnie bliżej wiedzą, że mam duszę rewolucjonisty. Nie wierzę w zmiany ewolucyjne. Zachodzą one zbyt wolno, a chciałbym ich w pełni dożyć. A rewolucja to odwaga do budowy od nowa i postawienia się wiodącym graczom na rynku. I na tym zakończmy wątek - poprzednie posty na blogu wystarczająco "zmęczyły" temat.

Wierzę w Topowiczów jako ludzi. Wiem, że ci naukowcy i transferowcy mają do odegrania poważną rolę w zmianie polskiego rynku transferu technologii. Że za 15 lat będą rządzić wieloma uczelniami, firmami, urzędami. I absolutnie cały myk polega na tym, by przez ten czas nie zatracić networkingu i współpracy. Gdy podejmiemy decyzję o realizacji naszego marzenia, czyli własnej uczelni na wzór tych amerykańskich, musimy być nadal w kontakcie. Myślę, że jest to do zrobienia. Dziś trudno nam sobie wyobrazić, że z tym czy innym uczestnikiem programu kontakt się urwie, ale... nie takie rzeczy się działy. Dzieci, awanse, wyjazdy za granicę, itp. potrafią skutecznie zmarnotrawić (sic) wysiłek w rozwój społeczności. Oby tak się nie stało.

Nadszedł czas decyzji , czy mogę godzić moje zaangażowanie z rozwojem relacji z dziećmi i Joanną. Decyzja może być tylko jedna.

Powodzenia!

Piotr, Michał, Paweł, Donna i ja

środa, 8 kwietnia 2015

Poranek

Poranek. Otwieram ciężkie drzwi i wchodzę na uczelnię. Znajomy zapach. Mimowolnie przywołuję radosny wyraz twarzy, mimo że daleko jest mi do śmiechu. Mijam portiera, administrację, brnę dalej. Przez moją głowę przebiegają dziesiątki myśli, od rana na wysokich obrotach.
Ale nade wszystko widzę twarze. Twarze osób, które dzisiaj po raz kolejny będą przeszkadzać, podstawiać nogę, wysyłać nieuprzejmie wiadomości. Budować swoje małe państwa na krzywdzie innych.

Co zastanę w poczcie? Jakie budujące wiadomości? Ile razy znowu siedząc rano w biurze będę miętolił pod nosem przekleństwa?

Myśli krążą niespokojnie. Jak zawsze zaczynam zastanawiać się, czy to nie ja jestem winien? Dlaczego nie współpracują, dlaczego nie pomagają, dlaczego wystawiają oceny, zamiast znaleźć sól we własnym oku? Może to ja jestem winien? Nie nadaję się do tego, powinienem odejść, ustąpić... odganiam te myśli, one są złe i nie budują niczego.

Łzy napływają mi do oczu. Tak wiele do zrobienia, tak niewiele czasu. Jeszcze rodzina. Bez szans na moją obecność w domu.

Otwieram pocztę. Pierwszy mail od razu bije po oczach, do zarządu Top 500, od osoby która niewiele dla nas dotychczas zrobiła: "W związku ze zbieraniem składek członkowskich za rok 2015r. w celach informacyjnych uprzejmie proszę o udostępnienie sprawozdania za rok poprzedni oraz planu działania na rok 2015.". Uprzejmie? To w takim samym tonie odpisuję pytaniem o cel przekazania tak niespotykanych danych. Odpowiedź jest błyskawiczna i nie pozostawia złudzeń: "Jak się pobiera od kilkuset osób składki, wypada ich chociaż poinformować na co są przeznaczane, jakie stowarzyszenie ma plany itd.  No chyba że to tajne, nie czujecie takiej potrzeby oraz nie macie takiego obowiązku. (...) Organizacje takie jak stowarzyszenia, fundacje etc. publikują swoje sprawozdania, szczególnie finansowe. (...)". 
Brakuje wykrzykników.

Początek dnia rzeczywiście nie pozostawia złudzeń. Witaj w Polsce. 

Wschodzi Słońce.

 

niedziela, 8 marca 2015

Dobry czas

To był dobry weekend. Jeden z najlepszych jakie pamiętam. Taki, którym chcę się podzielić.

W sobotę pojechaliśmy na Targi Pyszności, gdzie zakupiliśmy domowej roboty mięso i chleb na cały tydzień. Zakupy zrobiłem także dla koleżanki, która urodziła kilka dni temu dziecko i nadal ma zachcianki (dostanie np. ciasto czekoladowe z burakami - super!). Eli ostał się ino lizak. Następnie z rodziną udaliśmy się na spacer po Arkonce, spotkaliśmy kilku znajomych, którzy uprawiali sport. W domu zjedliśmy dobry obiad, a ja poszedłem zrobić zakupy i pobiegać. Na trasie z Jasnych Błoni na Arkonkę spotkałem uśmiechniętych studentów PUM z Norwegii (bardzo sympatyczni), którzy mijali mnie na rowerach kilka razy (takie to mieli tempo!), znajomą z pracy, Wojtka który kiedyś wynajmował mi mieszkanie...
Wracając z parku do domu zajechałem do budynków nowego Technoparku Pomerania, gdzie kolega ma swoje biuro. Jeszcze pachnie świeżością. To tu mają inkubować się nasze rodzime start-upy.
Wieczór w domu z rodziną i dawną miłością - UFO Enemy Unknown ;)

Niedziela - fantastyczna pogoda. Moja cudowna kobieta pobiegła w biegu Alkala dla płci pięknej (wszak to Dzień Kobiet). Zajęła bardzo wysokie miejsce, jestem taki dumny. Dzieci także dobrze się bawiły (jedno cały bieg przespało, więc tata miał luzy), zresztą z córką daliśmy wywiad do TVN24. Następnie wizyta w Żabnicy u "teściów" i ognisko z kiełbaskami.
Wieczór to wizyta w świetnej restauracji: http://www.paulsfantasia.eu, a później wielkie przedstawienie w Azoty Arena, czyli Metro! Janusz Józefowicz, Natasza (całkiem niezła) i ekipa dali radę. Mieliśmy bardzo dobry punkt obserwacyjny, sponsor wykosztował się na miejsce VIP w pierwszym rzędzie w samym środku :) Dało to szansę na intensywny odbiór wydarzenia. Mieć czy być... odwieczne pytanie - młodzi aktorzy kapitalnie to przedstawili.

Przez weekend poczułem się prawie jak w Kalifornii.

Ale już jutro poniedziałek. Spółki, licencje, laboratoria, specjalizacje...

Ps. Real przegrał, a Barcelona wygrała. Yeah :)