Nie tylko zajęciami człowiek żyje. Postanowiliśmy w kilka osób udać się na Amerykańską dyskotekę.
Przed wejściem każdy ma wyobrażenia wzięte żywcem z MTV. Piękne kobiety, postawni mężczyźni obwieszeni w złocie, szampan lejący się na nagie... no, może się za bardzo zapędziłem. Ale zastanawiamy się, czy rzeczywistość jest bardziej przaśna, słowiańska, czy jednak szaleństwo nie ma końca?
W rzeczywistości... dyskoteka w Ameryce robi spore wrażenie. Bardzo różnobarwne towarzystwo, nie tylko ze względu na kolor skóry. Afroamerykanie, Azjaci, Europejczycy, Amerykanie, Meksykanie... wszyscy razem na jednym parkiecie, do jednej muzyki. Świetnie się bawiący, na luzie, z uśmiechem na ustach. A jak jest u nas? Już na starcie boisz się wejścia, bo masz wrażenie, że ochrona tylko szuka pretekstu żeby ci "nastukać". Na parkiecie niby wszyscy "ok ok", ale chyba tylko dlatego, bo "tak wypada".
Oczywiście o miejsce do tańczenia w Ameryce trzeba powalczyć, za łatwo to nie ma ;) Ceny też nie powalają, mały drink 7-10 dolarów. Muzyka grana to techno/disco/hip hop. Np. Kayne West rymujący o "nyggas" - a ci w najlepsze do tego podskakują. Bardzo mocna klima, chwila na parkiecie jest zimno. Ludzie poprzebierani, za pilotów, wojskowych, Człowiek Szafa, Człowiek Koń, pełen relaks.
Ciekawym elementem są podwieszane monitory na których lecą teledyski do danego kawałka. Kawałki płynnie się zmieniają co 1,5 minuty, tak samo i teledyski, fajny efekt.
Otwartość/tolerancja to też dość niespotykany jak dla mnie element. Z jednej strony dwie dziewczyny, z drugiej chłopaki, wiadomych preferencji seksualnych. Bliższe kontakty mnie ominęły, niestety kolega miał na sobie koszulkę z napisem "Hug", a ta zainteresowała parę chłopaków... ;)
To była dyskoteka w Mountain View, małej mieścinie. A co może się dziać w San Francisco...? ;-)
PS 1. Amerykanie nie tańczą w kółkach, wbijają się na parkiet i wszyscy ze wszystkimi.
PS 2. Amerykanie nie skaczą podczas tańczenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz