Niedziela rano, do joggingu jeszcze chwila, więc jest okazja na kolejną porcję bloga. Na początku chciałbym gorąco zachęcić do zapoznania się z
blogiem Macieja Nikodema. Maciek właśnie zrobił to, za co sam się zabierałem, a mianowicie
opisał co my tu tak naprawdę robimy... Jest też u niego zawieszona agenda/program naszych zajęć. Polecam, żeby zrozumieć zakres naszego programu.
|
Rozciąganie podczas zajęć. |
- Wracając do tematu pracy zespołowej... na Stanfordzie już od dawna wiedzą, że "samemu to można krawat zawiązać". W Polsce coraz więcej ludzi zdaje sobie także z tego sprawę, ale po znajomych wydaje mi się, że opacznie to interpretują. Praca grupowa nie polega na tym, że jak się coś nagle zdarzy, to wtedy jaśniepaństwo się spotyka, omawia temat i szuka rozwiązania. Praca grupowa powinna mieć miejsce na wszystkich szczeblach rozwoju pomysłu, do jego ostatecznego rozliczenia. Nie "dziubanie w bibliotece", ale burza mózgów, ustrukturyzowane krok-po-kroku (opracowali takie systemy na Stanfordzie), itp. czynności mogą przynieść pozytywny skutek. Jakże to różne podejście od tego, co możemy zaobserwować w Polsce. U nas pokutuje ta niby inteligentna praca samemu ze sobą, "bo nie lubię pracować z nią czy z nim", "bo jestem indywidualistą" (sic!)...
Jeśli pracujesz na zasadzie: "ale ja wiem, że najlepsze wynik
osiągam pracując samotnie" nie masz racji. Zostałeś/łaś po prostu źle wyedukowany/a. Wmówiono ci, że tak jest dobrze i w to uwierzyłeś/aś. To przykra konstatacja. Przecież w Ameryce mamy do czynienia z całą masą indywidualistów, ale nadal można ich zaprząc w bardzo konstruktywną pracę grupową. Trzeba tylko wiedzieć, jak to zrobić. I jest to zadanie dla szefa mentora, który zjadł zęby na takiej pracy lub też widzi potrzebę jej wprowadzenia.
- Jednym z elementów pracy zespołowej jest burza mózgów. Zupełnie nie rozumiemy w kraju na czym to polega. Po pierwsze muszą być zapewnione odpowiednie warunki w pomieszczeniu, narzędzia typu duże kartki, flamastry, flipcharty itd. Ponadto ważna jest rola facilitatora, osoby, która w profesjonalny sposób poprowadzi całą burzę. Dodatkowo w burzy powinni brać ludzie z różnych działów, z różnymi doświadczeniami, umiejętnościami ("Point of view" - może czas zacząć pisać projekty interdyscyplinarnie...?). Podczas burzy się stoi, nie siedzi! Z pisakiem w ręku.
Podstawowe zasady są takie:
- Defer judgement. Można to także określić jako "nie krytykuj". Najtrudniejsza do wprowadzenia zasada, kluczowa i fundamentalna. Podczas burzy zakazuje się krytykowania, oceniania innych pomysłów. Nie oceniamy realności, wartości idei. Każda ląduje na post-itcie na ścianie.
- Nasze pomysły powinny być budowane na pomysłach innych: "I like your idea, what if...". Zakazane jest używanie słów "tak, ale", "ale...".
- Nie przerywanie wypowiedzi, "one conversation at a time". Jeśli prowadzący będzie dobrze przygotowany, grupa to szybko zrozumie. Należy jasno sprecyzować o czym rozmawiamy.
- Skup się na temacie. Stay focused on the topic. Żadnych komórek, laptopów, żadnego wychodzenia, bo dziekan prosi na rozmowę. Nie.
|
Sposób prowadzenia zajęć na uczelni amerykańskiej |
- Encourage Wild Ideas. Szalone pomysły są OK, nie wolno ich tłumić! One stanowią inspirację do ciekawych, realnych rozwiązań. Bez szaleństwa nie udałoby się wpaść na genialne pomysły.
W burzy mózgów bierze udział od kilku do 12 osób. Tyle ile wykarmi się dwoma pizzami ;) (zasada z Facebooka). Na koniec burzy nie trzeba podejmować ostatecznej decyzji. Atmosfera podczas jej trwania musi być spontaniczna, radosna!
- Trochę o kuriozach w USA. Na pewno ciężko mają ci, którzy są
przyzwyczajeni do polskich smaków. Parówki są zupełnie inne, przyprawy i
smarowidła też. Chleb... dajmy może spokój tematowi ;). Jak wchodzisz
na imprezę, zawsze pokazujesz dowód, bez względu na wygląd i staż ;).
Sporo sklepów alkoholowych dostępnych jest tylko po okazaniu paszportu, dowód nie wystarcza. A podczas podróży... jak masz GPS na szybie pośrodku to możesz dostać mandat, zasłania
przecież widok.
Cóż... oni naprawdę przykładają wagę do swojego prawa, jeśli jest napisane, że auto ma stać max. 5 minut, to tak będzie stało. Żadnej ściemy, naciągania prawa. Można.
Uczestnicy programu coraz bardziej się otwierają, dzielą pomysłami, wątpliwościami, pomysłami.
|
Spotkanie z mentorką od jednego z grupowych projektów. Świetne. |
Mnie po takich rozmowach często nachodzi
smutna konstatacja. 3.1 PO IG, POKL, polskie VC... "wszystko było ... warte" jak śpiewa Kazik Staszewski. Można sarkać, machać rękami, że nieprawda, przecież przynosi to efekty, są przecież uczestnicy, inwestujemy w spółki, ale... to wszystko jest nie na tym poziomie, na którym mogłoby być. Ludzie odpowiadający za kapitały wysokiego ryzyka (200 000 EUR to taki Venture, jak ze mnie dinozaur), czy programy szkoleniowe sami to przyznają. I nie, nie chodzi o to, żeby nic nie robić, ale
robić z sensem, z pożytkiem, z wartością dodaną (każdy projekt powinien taką mieć!), systemowo i kilkuletnim widokiem w przód. Głupio się czuję stojąc tu i słuchając rozmów, skoro mówię o tym głośno w Szczecinie od dłuższego czasu.
Tracimy czas na przepychanki na listach rankingowych, skoro systemowo można by było rozwiązać wiele problemów. W Dolinie Krzemowej się łoży na
IT related (bez hardwaru)
i mają efekty. A u nas od sasa do lasa, "brodaczom dają"... zupełnie bez sensu! Nie po to są strategie innowacji w regionach, by je odkładać na półkę. Nie po co wydaje się tony dobrych praktyk z Europy i świata, by potem ich nie wdrażać.
Coraz też częściej zastanawiam się "co po powrocie". Moim
zadaniem, które otrzymałem z MNiSW, jest zmienianie na lepsze polskiej uczelni publicznej. Nie samemu, ale w grupie ludzi, którzy ze mną tutaj przyjechali (temat na osobny post). Ale także w swoich zespołach na uczelniach, instytutach, administracji czy centrach transferu technologii. Tych kilku ostatnich obawiam się najbardziej. Jako ciekawostkę podam fakt, że podczas spotkań na Stanfordzie czy poza, gdy rozmówcy się dowiadują kim jesteśmy i co nam zaoferowano za Program, jedyną odpowiedzią jaką otrzymujemy jest coś jak "Wow! Great!", "That's not standard thing, it has to be awesome!". A u nas? Czy na polskich uczelniach w ogóle wiedzą gdzie leży druga uczelnia świata?! Gdzie jest ten cały Stanford? Oczywiście nie można tak generalizować, ale...
Kończąc, zabawna i smutna zarazem sytuacja, Facebooku założyłem galerię ze zdjęciami z wyjazdu, dostałem kilkadziesiąt
lajków albumu (mamy mały zakład z kolegą Pawłem), a ile od pracowników mojej uczelni (mam ich wielu wśród znajomych)? Dwa.
Przesadzam? Bynajmniej, jak w żartach - jest tam zawsze źdźbło prawdy.
Za tydzień robimy w Dolinie
Dzień Polski - z okazji Dnia Niepodległości. Zaprosimy wykładowców, ulepimy pierogi, ugotujemy bigos.
|
Jedna z restauracji na campusie. |
|
Ulica Googla. Czas na ulicę Centrum Transferu Technologii Morskich w Szczecinie ;) |
|
Pomysł na start-upa w polskich parkach i miejscach publicznych. |
|
Yes..... wstrząsający widok :) |
|
Raaaaj!!! |
|
Zombiaki z Markiem Scharem :) |
|
Hello Mister, who are you.....? |
|
Bold x 2 ! |
|
Jedno z zadań do rozwiązania |
|
Jedno z rozwiązań! |
|
Plug&Play, międzynarodowy inkubator przedsiębiorczości |
|
Oceniam pomysły innych. W sumie i tak to robię w Polsce, to co, nie dam rady? |
|
Panel VC. Zrobił wrażenie, szczególnie tym, że nie dopytywano o szczegóły pomysłów. Większy luz. Ale też inny rynek... |
|
Zdrowe jedzenie :) |
|
Czekamy na wybuch geyzera. Przechrzczonego przez nas na homozera. |
|
Przewodnik wycieczek, naprawdę sympatyczny facet :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz